PO PROSTU PISZĘ, W PRZERWACH, W KTÓRYCH NIE CZYTAM. A CZYTAĆ MUSZĘ - TAK, JAK MUSZĘ ODDYCHAĆ. JESZCZE CAŁY CZAS KSIĄŻKA, TO DLA MNIE COŚ, CO MA OKŁADKĘ I PAPIEROWE KARTKI. COŚ, CO SZELEŚCI I PACHNIE FARBĄ DRUKARSKĄ. WIEM, ŻE ŚWIAT SIĘ ZMIENIA I OBOK kSIĄŻEK PAPIEROWYCH ISTNIEJĄ TEŻ INNE FORMY. ALE DLA MNIE TO TAKIE TROCHĘ INNE FORMY ŻYCIA.o ZIELONEGO KOLORU, Z CZUŁKAMI NA ŁEBKACH. MOŻE MIŁE I PRZYJAZNE, JEDNAK NA RAZIE ICH NIE OSWAJAM...
poniedziałek, 26 marca 2012
Jak zostać Eustaszyną?
Od soboty smarkam, kicham i kaszlę. Tak, piękna pogoda, więc było wielkie sprzątanie, z myciem okien. Przy najaktywniejszym współudziale mojej kochanej pani Natalii, spod Lwowa. Pomagałam jej, jak mogłam - nie jest nigdy tak, ze ona sprząta, a ja leżę i patrzę. Nawet - nie siedzę i patrzę. Ja uczestniczę, ścieram kurze z moich różnych takich, których nie powierzę żadnym rękom; piorę firanki i pomagam w zawieszaniu; razem odsuwamy różne meble od ściany (i przysuwamy także razem); sprzątam w szafach, szukając tej podłej kalorii, co to siedzi tam i co noc zszywa mi ubrania, które są przez to coraz ciaśniejsze (komunikat bieżący: do tej pory jej nie złapałam, siedzi dalej w tej szafie - ba? we wszystkich moich szafach, omija tylko tę z butami, na szczęście).
No i jak się tam napomagałam przy tym sprzątaniu, to potem pobiegłam po zakupy - a skoro było mi w domu gorąco, założyłam, że na dworze też tak jest. Poszłam więc w samej bluzce i oczywiście przewiało mnie na wskroś.
W sobotę wieczorem już było kiepsko, w niedzielę całkiem źle - kaszel suchy i bardzo męczący, katar za to mokry i męczący jeszcze bardziej, temperatury niby nie było - ot, 37,4 - ale ogólne samopoczucie do kitu, żeby nie napisać "pod psem" - czego nie napiszę, bo denerwują mnie te powiedzonka o psach.
Noc - koszmarna, bo mogłam tylko leżeć na plecach, z odchyloną głową do tyłu. W innej pozycji katar pokazywał, co potrafi. Dziś rano wstałam w łóżka z potwornie obolałymi plecami i wystraszyłam się, że pewnie mam zapalenie płuc. Wprawdzie pocieszałam się, że skoro nigdy nie sypiam na plecach, to te moje plecy teraz się zbuntowały - ale myśl o zapaleniu płuc tak mnie opanowała, że postanowiłam pójść do lekarza.
Prosta sprawa, prawda?
- Dzień dobry - dzwonię do swojej przychodni. - Proszę pani, chciałabym się zapisać do pani doktor ..., tu wym ieniam nazwisko mojego przydziałowego lekarza.
- Zapisuję, na 14.30, 25 kwietnia - słyszę po drugiej stronie słuchawki.
- Na kiedy? - nie dowierzam.
- Na 25 kwietnia.
- Proszę pani, ja jestem TERAZ chora. Mam gorączkę (dołożyłam trochę), kaszlę, kicham, kłuje mnie w plecach i może mam zapalenie płuc. Do 25 kwietnia to ja albo wyzdrowieję, albo umrę - więc zapisanie mnie na tę datę nie ma sensu.
- Nie mam wcześniejszych numerków - dowiedziałam się i to by było na tyle, jeśli chodzi o mój kontakt z państwową służbą zdrowia.
Zadzwoniłam do prywatnej przychodni, pozwolono mi wybrać godzinę, o której chcę przyjść - i było po kłopocie. Jasne, zubożała nieco moja kieszeń, ale cóż - najważniejsze, że uspokoiłam się co stanu mego zdrowia, bowiem zapalenia płuc nie mam. Mam stan zapalny gardła oraz ostry nieżyt nosa - oj, tam, zwykły katar po prostu.
Pani doktor poprawiła mi humor, chcąc mi wypisywać zwolnienie. A gdy usłyszała, że dziękuję, ale już nie potrzebuję, bo jestem na emeryturze, naprawdę się zdziwiła. Czyli - mimo opuchniętego i czerwonego nosa, zapuchniętych i załzawionych oczu oraz popękanych warg, generalnie źle nie jest.
I taka refleksja - napisać o tym, jak pani Eustaszyna radzi sobie ze służbą zdrowia, umiałam - ale zastosować jej metodę? Już trudniej!
Zdrowia życzę!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Szkoda, że nie spróbowała Pani tej metody, ale obawiam się, że nasz wspaniały pan minister nie dałby się przekonać do opuszczenia swojego przytulnego gabinetu! Pomarzyć dobra rzecz, ale chyba łatwiej taką cudną sytuację wymyślić niż zastosować w realu! Pani Eustaszyna już ze mną jest, nabyłam szybciutko w dniu premiery, ale na szczęście mam dopiero 1/5 za sobą, więc jeszcze na troszkę mi wystarczy :-)
Zdrowia życzę!
A za Eustaszynę dziękuję! :)
Połknęłam w jedną noc płacząc ze śmiechu :)))
Właśnie, Dorotko, ja też myślę, że tylko kobietę stać byłoby na taką "przygodę" z panią Eustaszyną.
Anju - dziękuję za miłe słowa i za to, że masz takie dobre poczucie humoru (jak ja!).
Ha! Nie miałam okazji do tej pory przeczytać Pani książek (w ogóle mam z tym kłopot, bardzo słabo widzę...), ale w czeluściach sieci (tutaj łatwiej czytać, można sobie do ogromnych rozmiarów literki powiększyć) znalazłam SOSNOWY BLOG!
Skoro sosnowy - to musi być miły i sercu memu bliski, bo i u mnie wszystko sosnowe na wsi mojej! Pozdrawiam serdecznie!
Prześlij komentarz