piątek, 13 kwietnia 2012

Trzynastego...

Jesteście przesądni? Ja nie. I tylko na wszelki wypadek spluwam przez lewe ramię, gdy mi
czarny kot przebiegnie drogę. Żartuję oczywiście, żaden kot nie jest w stanie sprawić, żebym miała czarne myśli. Natomiast w drewno odpukuję,nawet jeśli to drewno okazuje się marmurem lub plastikiem, bo innego tworzywa - w chwili, w której coś odpukać muszę - nie mam pod ręką. To znaczy pod palcem, którym pukam. Tak więc - piątek trzynastego lubię ogromnie. I zazwyczaj spotykają mnie w takim dniu same miłe rzeczy. Dzisiaj tez mnie coś spotkało. Coś miłego? Popatrzcie.
Poszłyśmy sobie z moją Basią na obiad, do naszej ulubionej knajpy (kto wie, ten wie, kto nie wie, nie będę robić darmowej reklamy), zjadłyśmy ogroooomne porcje - polędwica wieprzowa z grila, opiekane ziemniaczki i góra - naprawdę góra surówki. Do tego sok ze świeżowyciskanych pomarańczy i lampka czerwonego wina, a co! Zapłaciłybyśmy ponad 90 zł., ale ponieważ miałyśmy kupony rabatowe, zapłaciłyśmy ponad 60 zł. Co, zła promocja? 30% taniej! Niezły piątek trzynastego. Ale wracam do tego, co na zdjęciu. Otóż po obiedzie - tak sutym, że ledwo się wytoczyłyśmy z tej knajpy, poszłyśmy sobie na spacer Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem. Po drodze, jak to baby, oglądałyśmy wystawy. Stanęłyśmy obok wystawy z butami: - chodźmy obejrzeć - zaproponowała Basia. Tak, Basia zaproponowała, ale buty kupiłam ja. Kupiłam, choć w ogóle zakupu butów nie planowałam, a jeśli już, to nie granatowych, bo granatowych mam tylko jakieś sześćdziesiąt par. Ale - spojrzałam i zakochałam się. Tu jeszcze muszę wyjaśnić, że mój numer buta to 35 (a nawet 34), więc zdobycie takich butów jest trudne. A tu, proszę, są. - Bierzemy - powiedziałam do Basi, siedząc i zakładając but, w którym przyszłam. Basia podeszła do pani sprzedawczyni, mówiąc: "bierzemy", a ja w tym momencie zorientowałam się, że nawet nie zapytałam, ile te buty kosztują. - Basiu, spytaj, ile płacę - poprosiłam. - Ile kosztują te buty? - Basia posłusznie powtórzyła pytanie. - 369 złotych - odpowiedziała sprzedawczyni. I tyle - mam kolejną parę butów - i jestem szczęśliwa. Buty są z bardzo mięciutkiej skórki, leżą na nogach jak skarpetki i bardzo wygodnie mi się w nich stoi. Jak się w nich chodzi, opowiem, gdy gdzieś w nich pójdę. Co nie wiem, czy nastąpi, bo szkoda mi takich ładnych butów na te nasze trotuary. A jeśli się zakurzą? A jeśli noga mi się wykręci i zarysuję but o jakiś występ chodnika? A jeśli - co najgorsze - ktoś mnie nadepnieeee??? Ratunku!

7 komentarzy:

Natalia M. pisze...

Proszę się koniecznie odważyć i butki wypróbować. Kupione w dniu dzisiejszym z pewnością przyniosą Pani szczęście:)
Ja, tak troszkę na przekór przesądom, odczyniam piątek trzynastego jakimś miłym wydarzeniem, decyzją, z którą zwlekałam albo zakupem. W styczniu (trzynastego w piątek) założyłam bloga, a dziś kupiłam coś, o czym marzyłam o roku.
Z niecierpliwością czekam na następny taki magiczny dzień.

Dorota pisze...

A ja się trzynastego w piątek urodziłam, ale to chyba nie był zbyt szczęśliwy dla mnie dzień..... w dodatku był to grudzień i na xx urodziny w prezencie dostałam stan wojenny :-(

Anonimowy pisze...

Ja po prostu "zaopatrzyłam się"cztery lata temu w czarnego kota i pech mnie się nie ima!

Sosnowy blog pisze...

Chyba najlepszy sposób to czarny kot. Kiedyś też miałam takiego, a nawet dwa. Jeden miała na imię Bryczek i był Kotem z Obciętym Ogonem - kolega obciął mu ten ogon drzwiami, niechcący oczywiście. Przycięta część ogona uschła i odpadła, a Bryczkowi został mały kikut. Jakoś to przeżył i my razem z nim. Drugi kot otrzymał imię Wobo (kłania się "W pustyni i w puszczy"), bo w tej swojej czarności aż był niesamowity. Jednak w rezultacie okazał się Wobonią.

Anonimowy pisze...

Witam :). Buty to rzecz gustu, ale zapraszam do miejscowości podwarszawskich, znajdzie Pani bardzo podobne, a tam taniej! Rozumiem, że chciała Pani się podzielić tym okropnym wydatkiem, bo przecież zatrzymać to dla siebie jest rzeczą nie do pomyślenia. Zgadzam się jednak w jednym - zdobycie butów w takim rozmiarze jest rzeczywiście skomplikowane, w związku z czym nie do końca potrafię zrozumieć, dlaczego Pani jedynie granatowych ma AŻ 60 par! Mam nadzieję, że nie musiała Pani na nie wydawać tyle, co na te widoczne na zdjęciu. Życzę udanych zakupów pod Warszawą. Miłego dnia :).

Sosnowy blog pisze...

Owszem, tańsze buty łatwo znaleźć. Ale nie łatwo znaleźć buty bardzo dobrej jakości. Chcesz dobrą jakość? Płać. I ja tak robię.

Anonimowy pisze...

I chwalić się wszystkim czytelnikom bloga ich ceną? To taki nieoderwalny szczegół kupowania drogich butów? W takim razie to całkiem zrozumiałe. :)