środa, 21 sierpnia 2013

Miłość pod Psią Gwiazdą.

Czytaliście „Czynnik miłości”? Podobało się? Bez względu na odpowiedź na to pytanie, polecam lekturę najnowszej książki Anny Łaciny – „Miłość pod Psią Gwiazdą”. Główną bohaterką jest tu dziewczyna, występująca już w poprzednio wymienionej książce, dlatego pytałam o to, czy ją czytaliście. Nie jest to absolutnie ciąg dalszy, więc książki te można czytać w dowolnej kolejności. Skoro zaczęłam o głównej bohaterce, o niej teraz słów kilka. To Magdzik, czyli Magda Dzik (nie znosi swojego nazwiska), dziewczyna raczej niepozorna, miła, grzeczna, dobra uczennica. Choć – ma problemy z matematyką. Znacie taki problem? Znacie? Zastosujcie więc sposób, który pomógł Magdzikowi – świetny korepetytor. A problemy z nauczycielem matematyki? Okazuje się, że zawsze może być gorzej. Magdzik chce mieć chłopaka. Szuka tej pierwszej miłości i miota się między dwoma chłopcami, najpierw wydaje jej się coś, potem wydaje jej się coś innego. Nie powiem nic więcej, bo zdradziłabym główny wątek fabuły książki. A kto pamięta „Gałkę od łóżka”, przepiękną opowieść z dzieciństwa? Nie wierzę, że Anna Łacina nie pamięta, kto jest autorem tej książki - ale jeśli, przypomnę, że to Mary Norton, ta sama od serii od „Pożyczalskich”. Uwielbiam Annę Łacinę choćby za takie wstawki do swoich książek. W „Kradzionych różach” przywołała „Błękitny zamek” i „Godzinę pąsowej róży”, w „Telefonach do przyjaciela” – Podziomka Marii Konopnickiej i, co mnie zachwyciło, Kanon D-dur Pachelbela. Ale – wracam do Psiej Gwiazdy. To Syriusz – i tak ma na imię słodki psiak, adoptowany ze schroniska. Schronisko dla zwierząt i pewna dziewczyna, która często tam bywa, pracując oczywiście – to też bohaterowie tej książki. I znowu zabiło mocniej moje serce, bowiem zwierzęta kocham przynajmniej tak, jak Iza, wspomniana wyżej – i jak Anna Łacina, autorka. A skoro o zwierzakach mowa, należy wspomnieć o tym, że 80 groszy od każdego egzemplarza sprzedanej książki zasili Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Toruniu. I choćby dlatego życzę, aby książka stała się wspaniałym bestsellerem, sprzedanym przynajmniej w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Następnym powodem, dla którego życzę tej książce jak najlepiej, jest ona sama – jej treść, temat, ujęcie, opis, styl. To cudowna, ciepła i bardzo sympatyczna książka. O świetnej, „normalnej” młodzieży, o problemach młodych ludzi, wchodzących w świat tej pierwszej (no, dobrze, może drugiej…) miłości. Ale jest też trochę o problemach trochę starszych ludzi – rodziców, krewnych, przyjaciół. Książka dla wszystkich - młodych, trochę starszych, bardziej starszych; dla miłośników zwierząt i dla tych, którzy jeszcze uczucia dla zwierząt nie rozumieją; dla mam, cioć, braci, ojców (tych zwykłych i tych z problemami) – a chyba przede wszystkim dla kochających dobrą literaturę. Bo taka jest po prostu ta książka. Dobra. Bardzo dobra. Polecam serdecznie.

poniedziałek, 27 maja 2013

W szpilkach od Manolo.

Jak wiecie, nie pisuję recenzji, wpisuję tu natomiast te tytuły, które zdobyły moją przychylność. Piszę tylko o książkach polskich pisarzy, bo na opisywanie wszystkich przeczytanych książek nie mam po prostu czasu. Zresztą - nie opisuję też wszystkich przeczytanych ksiązek polskich pisarzy, bo na to także brak mi czasu. Kilka słów muszę jednak zawsze napisać o tych książkach, które zamykam w poczuciem straty. Żalu, że to już koniec opowieści. A co dalej? Chciałabym wiedzieć, wiem jednak, że nie zawsze da się napisać drugi tom. I trzeci..., itd. Agnieszka Lingas-Łoniewska, bo zaraz będzie parę słów o Jej najnowszej książce, swoją trylogią "Zakręty losu", dała mi nadzieję na to, że Jej opowieści zaqwsze będą długie i wielowątkowe. A tu raptem 236 stron? Zdecydowanie za mało. Najnowsza powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, "W szpilkach od Manolo", jest całkiem inna niż ostatnio przeze mnie czytana "Historia Lukasa". Tamta była mroczna, ciężka, przerażająca. Ta - jest lekka, zabawna,romantyczno-sensacyjna. Komedia - kryminał - romas. Opowieść o korporacyjnym wyścigu szczurów i o tym, że czasami naprawdę nie warto się ścigać, bo każda inna decyjza może tylko wyjść na dobre. Jest pewien przystojniak, jakby inaczej; jest też jakiś inny - tajemniczy wielbiciel, czy psychopata? Jest naprawdę kochana mamusia, która jednak ma tę wadę, że bez przerwy marzy o zięciu. Jest opowieść o marzeniach i poszukiwaniach metody na ich realizację. Jest wątek sensacyjny, tajemniczy prześladowca, jakieś dziwne kartki, znajdowane przez bohaterkę w różnych miejscach. Grasujący po mieście porywacz młodych dziewczyn..., jak w powieści Jamesa Pattersona. I są zwariowane przyjaciółki, nadające książce lokalny koloryt. Jeśli dodam, że są jeszcze koty - chyba starczy już tych zachęt. Dodam więc, że czyta się świetnie i jednym tchem - a największą wadą książki jest jej zbyt mała objętość.

poniedziałek, 13 maja 2013

Miłość - przed użyciem wstrząsnąć.

Wpadła mi w ręce debiutancka powieść Anny Czeplińskiej, o przewrotnym tytule: "Miłość - przed użyciem wstrząsnąć". Podobno my, kobiety, już tak mamy, że miłość nas przyciaga. Miłość w tytule - no, chociaż na chwilę zerknę do środka. Zerknęłam i ... wsiąkłam. Czytałam i czytałam, bijąc w duchu brawo tej debiutantce. O czym to, poza tym, że o miłości? O przyciaganiu się przeciwieństw, o braku szczęścia, o pewnej starej historii sprzed lat. I ta stara historia spodobała mi się najbardziej, sama bowiem często piszę tak, że w pewnym momencie znajdujemy się w innym stuleciu. Uwielbiam takie reminiscencje - i w tej książce je znalazłam. Losy bohaterów - i tych współczesnych, i tych sprzed lat - śledzi się z zainteresowaniem, a te dawne wydarzenia gmatwają historię współczesną. Jeden z bohaterów, tropiąc historię, o mało nie ginie... Ale nie, proszę się nie martwić, wszystko kończy się dobrze. Jednak paznokcie czasami obgryza się ze zdenerwowania. To znaczy - obgryzałoby się, gdyby się nie było damą... Co jest ważniejsze - kariera, czy szczęście? Czy zawsze trzeba mieć przed sobą wytyczony cel? A może wystarczy samo oczekiwanie na coś..., na kogoś..., na cokolwiek? Czy brak szczęścia w miłości to przypadłość stała? Czy jednak zdarzaja się szczęśliwe zbiegi okoliczności? I czy zawsze warto rozwiązywać zagadki, jakie stawia przed nami życie? Ola - redaktorka pisma poradnikowego dla kobiet, wykonująca zadania, których nie cierpi. Chciałaby być reporterem, a jest ... osobą odpowiadającą na niezbyt mądre pytania w tymże poradniku. Kuba - życiowy nieudacznik, uwiązany do mamusinego garnuszka, niezbyt zabiegający o zmianę tego stanu rzeczy. Ale raptem w życiu tych dwojga cos się wydarza, coś co zmienia ich życie i łączy ich losy. A - jak i co? - polecam lekturę książki. Naprawdę się nie znudzicie.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Szkodliwy pakiet cnót.

Obiecywałam - sama sobie - że będę w moim blogu komentować wszystkie przeczytane książki. Przynajmnie te przeczytane w bieżącym roku, No i co? No i nic właśnie. Nie mam czasu, nie mam czasu, nie mam czasu. Nie mam czasu nawet tyle czytać, ile bym chciała, a co dopiero pisać o tych wszystkich książkach. Ale są książki, których przedstawienia - choćby bardzo skrótowo - sobie nie odmówię. Teraz zamknęłam właśnie ostatnią kartę jednej z takich książek. To "Szkodliwy pakiet cnót" Marioli Zaczyńskiej, pisarki obdarzonej tak naturalnym poczuciem humoru, że każdą Jej książkę czyta sie przynajmniej z uśmiechem, jeśli już nie z wybuchami śmiechu. W najnowszej powieści tej autorki jest kilka wątków, są trupy, a właściwie szkielety, wśród których znajduje się jeden całkiem współczesny. Kto on zacz? ten szkielet? Za życia, znaczy, kim był? Dowiadujemy się, oczywiście, ale zanim to sie stanie, toczy się śledztwo. Oficjalne i to podjęte przez uczestniczki wydarzenia, jakim stał się - choć aż tak wielkim wcale nie miał być - tydzień mody w Siedlcach. Tak, wszystko dzieje się w Siedlcach, mieście doskonale znanym autorce, tam bowiem mieszka. Dlatego Jej opisy miejsc siedleckich sa takie, że kto nie zna tego miasta, natychmiast pała chęcią pojechania tam - choćby w celu zjedzenia kolacji w restauracji Hotelu Janusz, słynącej ze świetnej kuchni. Ale nie tylko trupy, przepraszam - szkielety - są w tej książce. Są tam też opowieści o kilku dziewczynach, kobietach, przyjaciółkach, nowych znajomych. O ich pasjach, marzeniach, relacjach męsko-damskich i relacjach między rodzicem a dzieckiem. Świetne historie. Jest wielki biznes, są kulisy świata mody, są dziennikarsko-telewizyjne kruczki. Jest (za mało!) coś o wystawach psów i są świetne dwie panie sędzie (? - nie chce pisać sędziny) kynologiczne. Intrygi, intrygi, intrygi... jest nawet mumia ... Ale - co i jak - musicie państwo sami przeczytać. Od siebie powiem tylko, że postacie wystepujące w książze są tak rzeczywiste, iż musiały mieć - jestem tego pewna - swoje pierwowzory. Emocji w powieści jest wiele, humoru także. Zagadka za zagadką, tajemnica za tajemnicą. Tylko czytać! Ach, sa nawet chippendalsi, aczkolwiek szczątkowo. A wśród tych wszystkich intryg, tajemnic i zagadek - zwykli ludzie, którzy w coś się tam zaplątali. Jednego tylko żałuję, ale nie wyjawię, o co chodzi, żeby nie psuć przyjemności czytania. Powiem jednak, że takie coś nie powinno się zdarzyc w tej tak pogodnej książce. Ale - coż, zniosłam to dzielnie. Tajemnica - i dobrze, przeczytajcie sami. A zanim przeczytałam książkę, byłam w Siedlcach (tak, w TYCH Siedlcach) na wieczorze promocyjnym naszej autorki. Popatrzcie, proszę, jak śliczne wyglądała; I nawet władze Sanoka, naszego zaprzyjaźnionego miasta, przybyły na wieczór Marioli Zaczyńskiej - proszę, jacy przystojni panowie: Podsumowując - naprawdę warto sięgnąć po "Szkodliwy apkiet cnót". To dobra zabawa i ciekawie skonstruowana opowieść. Czyta się jednym tchem - sprawdźcie sami.

sobota, 2 marca 2013

Opiekunka

Najnowsza książka Lucyny Olejniczak - "Opiekunka". Jak powstała? To Twoje ulubione zdjęcie z Amerylki? - pytam Lucynę, rozmawiając z Nią o opiekunce? - Czym są dla Ciebie podróże? Czy „nosi Cię” po świecie, bo to kochasz, czy w różne strony świata rzucał Cię po prostu los? A może prozaicznie jeździłaś „za chlebem”, jak sienkiewiczowski Wawrzon? - I to i to, nosi mnie, bo to kocham i ponieważ rzuca mnie los. A ja temu losowi pomagam, podejmując szybkie decyzje i korzystając z nadarzających się okazji. Decyzję o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych podjęłam w ciągu kilku dni, w przypadku wyjazdu do Francji, kilka lat później, wystarczyła mi godzina. O możliwości pracy w Paryżu dowiedziałam się od znajomej, kiedy czekałyśmy razem na przystanku autobusowym, w drodze do szpitala, w którym razem pracowałyśmy. Zanim dojechałyśmy na miejsce, byłam już zdecydowana. I w jednym, i w drugim przypadku do wyjazdu zmusiło mnie życie,, ale nie mam tego losowi za złe. Wręcz przeciwnie, dzięki tym wyjazdom po powrocie ze Stanów powstała „Opiekunka czyli Ameryka widziana z fotela”, która ukaże się lada chwila, a po Francji „Dagerotyp. Tajemnica Chopina”. Nie wspominając już o tym, ile zwiedziłam ciekawych miejsc i ile nawiązałam trwających do dziś przyjaźni. Dzięki poznanym wspaniałym ludziom mogłam później spędzić tydzień na Hawajach, wakacje na francuskiej wyspie Yeu, w Cannes i Monte Carlo oraz polecieć do Irlandii. Przy mojej pensji laborantki, a potem przy „budżetowej” emeryturze byłoby to niemożliwe. Podróże mają wpływ na tematykę moich książek, pierwsze wyjazdy były „za chlebem”, później jeździłam już dla przyjemności. Po wakacjach w Tunezji powstało opowiadanie z lekkim dreszczykiem, po odwiedzinach brata na Sycylii reportaż o misji katolickiej w Palermo, który ukazał się w krakowskim Dzienniku Polskim. A po wizycie w Irlandii, dokąd poleciałam na zaproszenie mieszkającej tam córki mojej kuzynki, powieść „Jestem blisko” (Prószyński i S-ka ). Irlandia oczarowała mnie swoją tajemniczością, celtyckimi pozostałościami i mitami na tyle, że postanowiłam wysłać tam swoich bohaterów, Lucynę i Tadeusza. Pisząc „Jestem blisko” bawiłam się świetnie i mam nadzieję, że podobnie bawić się będą moi czytelnicy. Niedawno spędziłam dwa miesiące w XVII-wiecznym francuskim klasztorze, przerobionym na dom mieszkalny, z zaprzyjaźnioną, ekscentryczną 86-letnią francuską arystokratką i też pisarką, autorką popularnych powieści historycznych i sztuk teatralnych. Tylko my dwie, w starym opactwie, za wysokim kamiennym murem, otoczonym polami i pastwiskami, zupełnie na uboczu. Pani Marguerite Castillon du Perron pisała tam swoje pamiętniki, a ja dotrzymywałam jej towarzystwa i dbałam, żeby nikt nie przeszkadzał. Zakupy robiłyśmy same raz w tygodniu, gotowałyśmy na zmianę. Kiedy ona zajmowała się swoją pracą, ja czytałam, pisałam i korzystałam z zasobów ogromnej prywatnej biblioteki. Wieczorami zaś, podczas kolacji Madame opowiadała mi historie ze swojego długiego i niezwykle ciekawego życia. Przepiękne wnętrza, srebra rodowe i takaż sama porcelana, niemal dworska etykieta, zabawne dziwactwa starszej pani. Nigdy nie zapomnę wizyt zubożałych francuskich arystokratów i arystokratek w zniszczonych przez mole garniturach, niemodnych, spranych i pocerowanych sukienkach, ale noszonych z niebywałą godnością. Patrzyli z góry na „plebs” – z tego powinna powstać kiedyś książka. Jeszcze nie mam na nią pomysłu, ale, kto wie, może kiedyś… - A "Opiekunka" - pytam dalej. - Lucy – opowiesz o tej książce? Czy to prawda, iż właśnie ta powieść urodziła się jako Twoje pierwsze literackie dziecko? - To prawda, „Opiekunka” jest moim pierwszym i ukochanym dzieckiem. Napisałam ją kilkanaście lat temu, po powrocie ze Stanów, ale dopiero teraz ukaże się drukiem. Wydawnictwo Czarno na Białym zainteresowało się historią i dzięki świetnej redakcji powstała nowa, świetna wersja „Opiekunki”. Książka ma śliczną, ciepłą okładkę, jest dopracowana, po prostu wypieszczona. Jestem z niej naprawdę zadowolona i bez kompleksów mogę się nią pochwalić. - odpowiada Lucyna, a teraz ja opowiem o tej książce. Gdy wzięłam ją w ręce, moja pierwszą myślą było: "za cienka". Nie lubię opowiadań, lubię opowieści. I tę moją opinię podtrzymuję także po przeczytaniu "Opiekunki". Czytało mi się ją tak dobrze, że z żalem przewróciłam ostatnią kartkę. Tytułowa Lucy podejmuje życiową, bardzo trudną decyzję - wyjeżdża do Ameryki. Nie znając języka, nie mając tam znajomych, poza jedną jedyną życzliwą duszą. Zostawia dom i rodzinę. Robi to jednak dla dzieci, którym chce zapewnić lepszy los. Zostaje opiekunką dwóch (po kolei) starszych pań - a jak - i czy - da sobie radę w tym "nowym życiu" i czy spełni się jej american dream - przeczytajcie Państwo sami. Mogę tylko zapewnić, że warto zasiąść do lektury, bo książka jest świetnie napisana, lekkim i zabawnym stylem, a że czasami łezka się w oku zakręci, to tylko zasługa mistrzowskiego pióra Lucyny Olejniczak. Polecam gorąco.

czwartek, 21 lutego 2013

Historia Lukasa

"Zakręty losu - tom III - Historia Lukasa" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej można czytać jako samodzielną książkę, nawet nie znając dwóch poprzednich części. Ja je znałam, z tym większą przyjemnością zasiadłam do lektury tomu trzeciego. Na pozór zwykła historia - ot, jeden facet zwierza się drugiemu facetowi. W książkach - a może i w życiu - chyba częściej zwierzają się sobie dwie przyjaciółki. Tu - faceci? Na dodatek okazuje się, że to bracia. Ten starszy jest, nie, nie jest, był, gangsterem. Ma więc co opowiadać. Jest fizycznie atrakcyjny, błyskotliwy, cholernie inteligentny i - mimo iż to gangster - ma serce. Model na okładce jest - według mnie - idealnie dobrany do postaci bohatera. Jednak bez względu na to, jak wygląda Lukas - i tak przyciągałby do siebie dziewczyny i przyjaciół. Jest bowiem nie tylko gangsterem, jest szefem zorganizowanej grupy przestępczej. Czyli bohaterem negatywnym? Z pozoru tak, a jednak ma w sobie coś, co powoduje, iż lubimy go, nawet nie chcąc. Ma bowiem ludzkie odczucia, boli go odrzucenie przez ojca, dba o matkę i o młodszego brata i - co najważniejsza - potrafi kochać. Kocha całym sobą, choć ta miłość go wyniszcza. A jego ukochaną ..., no nie, nie opowiem treści książki. Trzeba ją po prostu przeczytać - a kto po nią sięgnie, nie pożałuje. Napisana doskonałym stylem, lubię takie krótkie, urywane zdania, przekazujące tyle emocji. Lukas jest tak zarysowany, że czytając jego spowiedź masz wrażenie, że siedzi obok ciebie i tobie to wszystko opowiada. A gdy chcesz zadać jakieś pytanie, odpowiedź już jest w następnych zdaniach książki. Znam poprzednie książki tej autorki - i, choć lubię je wszystkie, jednak Historia Lukasa, według mnie, jest najlepsza. Najbardziej dojrzała, najlepiej napisana, najciekawsza. Gorąco polecam lekturę.

środa, 20 lutego 2013

Zabić, zniknąć, zapomnieć.

"Nie interesuje mnie kreowanie rzeczywistości zgodnie ze schematem, w którym dobro zawsze zwycięży a wszystkie niecne uczynki zostaną potępione." - to wypowiedź autora, z jednego z wywiadów po ukazaniu się książki. Tak, "Zabić, zniknąć, zapomnieć" to książka - o fascynującym tytule i nie mniej fascynującej treści. Pewien młody człowiek, ukształtowany przez dom dziecka, a więc chyba nie znający dokładnie różnicy między dobrem a złem, zastaje zaskoczony propozycją, której tak naprawdę odrzucić nie może. Bowiem ktoś już zaplanował jego przyszłość, a jego własne zdanie - nawet gdyby było inne - nie będzie w ogóle brane pod uwagę. Otóż nasz bohater musi - tak, właśnie musi - zostać płatnym zabójcą. I autor kreuje rzeczywistość - jednak zgodnie ze swoim motto - nie zupełnie zgodnie ze schematem. Zgodnie ze schematem spodziewać możnaby się zimnego drania, robota zaprogramowanego na zabijanie, kogoś bez uczuć, bez ludzkich emocji, bez własnych marzeń i pragnień.A jaki jest bohater tej powieści? Więcej nie powiem, żeby nie zdradzać fabuły - już wiecie, że ta książka nie jest zwykłym kryminałem, w którym wszystko jest poszufladkowane. Czy i tu zwycięży dobro, a zło zostanie ukarane? Czy i tu nasz bohater otrząśnie się ze swej niecnej przeszłości i powoli zacznie sobie na nowo układać życie? Czy znajdzie kogoś - kobietę - kto mu w tym pomoże? Oto okładka - intrygująca, jak i tytuł książki. A cóż to za ptak siedzi sobie za książką? Łabędź? Pelikan? Perkoz? I dlaczego umieściłam tam tę figurkę? Na to pytanie odpowie każdy, kto przeczyta książkę - zachęcam więc do lektury. Zachęcam także dlatego, że najnowsza powieść Jacka Skowrońskiego, jest świetnie napisana. Znam poprzednie książki tego autora - "Muchę" i "Był sobie złodziej". Każda trochę inna, choć tematyka podobna, "kryminalna". Ale każdą z tych książek mogę polecić z czystym sumieniem, bo każda jest bardzo dobra. Ta najnowsza - chyba najlepsza. A może twierdzę tak dlatego, że jestem świeżo po lekturze, a tamte już trochę zatarły mi się w pamięci? Wiem tylko, że każdą czytałam z zapartym tchem. Warto sięgnąć po tę książkę, trzeba tylko zarezerwować sobie odpowiednią ilość czasu, bo jak już zacznie się czytać, trudno się od niej oderwać. A zakończenie - cóż, przeczytajcie Państwo sami. Gorąco polecam.

wtorek, 5 lutego 2013

W cudzym domu

Uwielbiam książki Hanny Cygler. Czytałam wszystkie i mam wszystkie. Moją ulubioną jest "Czas zamknięty" oraz - druga część - "Pokonani". Książka najnowsza okazała się jakby wstępem do tych, które przed chwilą wymieniłam - mówi bowiem o losach przodka Hallmannów. Joachim Hallmann, czy może von Eistetten (jak - to się okaże), jest jednym z głównych bohaterów powieści. I choć męskich postaci jest tam jeszcze kilka (na uwagę zasługuje też Dmitrij Szuszkin), dla mnie główną bohaterką jest Luiza Sokołowska (na początku - Luise de Sokolowski - dlaczego, to się też okaże). O czym piszę? O najnowszej książce Hanny Cygler - "W cudzym domu":
Wszystko dzieje się pod koniec XIX wieku. Paryż, Warszawa, deleka Syberia. Spiski, knowania - no i miłość, oczywiście. Hanna Cygler twierdzi bowiem, że pisze romanse. A ja upieram się, że nie romanse, lecz powieści obyczajowe. I teraz znowu okazało się, że to ja mam rację, bowiem "W cudzym domu" jest wielowątkową powieścią - jest tam i tło historyczne, świetnie zarysowane, i pogmatwane stosunki rodzinne, i wielkie namiętności.Jest spisek - lub, jak kto woli, plan spisku, jest zdrada, konspiracja, groźna Cytadela i, następnie, Syberia. Wszystkie wątki splatają się wreszcie w Warszawie, lecz wydaje się, że ta historia jeszcze się nie kończy. Ciąg dalszy sugeruje zresztą sama autorka - i oby tak było! Napisałam o tej książce tylko tyle, ile można - bez zdradzania akcji i wydarzeń, które następują lawinowo po sobie. Powiem jeszcze tylko tyle - gorąco polecam tę książkę. A kto nie czytał jeszcze Czasu zamkniętego i Pokonanych, niech zacznie lekturę tego cyklu właśnie od najnowszej książki Hanny Cygler. Czyta się świetnie, jednym tchem i z wielką przyjemnością. Jak wszystkie powieści tej autorki.