sobota, 26 maja 2012

W Bydgoszczy...

24 maja byłam na spotkaniu autorskim w Bydgoszczy, w Bibliotece im. Władysława Bełzy. Już kilka razy pisałam, że lubię takie spotkania, ale niektóre biblioteki są po prostu wyjątkowe. Taka jest biblioteka bydgoska.
Bowiem tam było jak w domu. Bardzo sympatyczne panie bibliotekarki, świetna moderatorka, pani Lucyna Partyka (nie obraziła się nawet, jak przechrzciłam Ją na Justynkę. I świetna publiczność - czytelnicy z Dyskusyjnego Klubu Książki, ale nie tylko, czytelnicy niezrzeszeni byli także. Proszę - Lucynka w całej okazałości:
Dyskusja rozwijała się żwawo, pewien pan nawet usiłował zwekslować rozmowę na tory zgoła mało literackie, ale się nie dałyśmy. Publiczności było sporo, podpisałam tak dużo książek, że aż mi ręka zdrętwiała. Jedna dedykacja była niezapomniana - bowiem pewna pani poprosiła o wpis dla mamy, Marii, na którą w domu mówią Rysia!!! Zdjęcia ze spotkania będą - może nawet już w poniedziałek. A na razie raz jeszcze fasada biblioteki:

wtorek, 22 maja 2012

Spotkanie w Sanoku

W dniach 17-20 maja 2012 r. w Sanoku miał miejsce Festiwal II Noce Kultury Galicyjskiej. Program był bardzo ciekawy i urozmaicony, ale dla nas - 8 autorek, zaproszonych do udziału w panelu literackim - najważniejszą data był 20 maja, bowiem o 18.00 miało się odbyć nasze spotkanie z publicznością. Miało się odbyć i, oczywiście, się odbyło. Temat panelu imponujący - „Kobieta fatalna - Kobiety kochają, mordują i jeszcze o tym piszą, czyli mężczyźni fatalni też istnieją." Zaczęło się tak:
Spacer po przepięknym Sanoku. Miasteczko urocze, przepięknie położone, gdzie nie spojrzysz, widzisz Bieszczady. Rynek odrestaurowany, kamieniczki odremontowane, prawie na środku urocza fontanna. Naprawdę widać, że władze Sanoka potrafiły właściwie wykorzystać środki unijne. Wszędzie czysto, różnorodność sklepów (niestety, w sobotę czynnych tylko do 13.00, a w niedzielę w ogóle - z wyjątkiem całodobowych delikatesów, szczęśliwie zlokalizowanych obok naszego hotelu). Hotel Jagielloński - dogodnie położony, pokoje czyste, przyjemne, dobrze wyposażone. A ich kuchnia..., dobrze, że byłyśmy tam tylko dwie doby, bo wszystkie roztyłybyśmy się natychmiast, tak nas pysznie karmiono. Na panelu:
Od lewej siedzą: Mariola Zaczyńska, Magdalena Zimniak, Maria Ulatowska, Lucyna Olejniczak, Agnieszka Lingas-Łoniewska,Manula Kalicka, Joanna Jodełka, Anna Fryczkowska. Rozpoczęło się miło i sympatycznie - choć ... zgodnie z tematem - mówiłyśmy o zbrodniach, o mężczyznach fatalnych oraz o równie fatalnych kobietach. Każda z nas, choć przecież każda pisze inne książki, uśmierciła w swojej twórczości kilka osób. W taki lub inny sposób. Opowiadałyśmy o tych swoich "zbrodniach", widownia reagowała śmiechem i brawami, aż tu raptem pewien pan zapytał, czy można zadawać pytania. Oczywiście potwierdziłyśmy - można, prosimy. I pan - jakby to ująć, najdelikatniej - "nawymyślał" nam, a najmocniej oberwało się dwóm autorkom kryminałów, Annie Fryczkowskiej i Joannie Jodełce. Pan oświadczył, że na pewno są z policji, bo tak im z oczu patrzy, potem miał pretensję, że zdradzają tajemnice państwowe (a chodziło, zdaje się, o ststystyki zabójstw - mianowicie jedna z pań powiedziała, że ze statystyk wynika, iż wiele zabójstw jest popełnianych przez kobiety, które zabijają mężów kuchennym nożem)oraz zarzucił "naszym kryminalistkom", że udzielają instrukcji zabijania. Tu właśnie jesteśmy nieco zdegustowane dyskusją:
Pan tak się zawziął, że za nic nie chciał odstąpić od dyskusji i dopiero skuteczna interwencja naszej moderatorki - Marioli Zaczyńskiej - doprowadziła do zmiany tematu. Szybko jednak otrząsnęłyśmy się - bo tak naprawdę to każdej z nas nie jeden raz zdarzały się podobne zdarzenia, na naszych spotkaniach autorskich. Tu już opowiadamy weselsze historie:
Później już wszystko przebiegło bez zakłóceń. Nasze opowieści były przeplatane projekcjami, czyli prezentacjami, przygotowanymi przez Anię Fryczkowską, Mariolę Zaczyńską i Magdę Zimniak. Nawet kierownik biblioteki, po spotkaniu, obdarzył nas komplementami, których - z wrodzonej skromności, właściwej każdej z nas - tu nie powtórzę. Na końcu spotkania władze Sanoka podarowały każdej z nas materiały promujące miasto, a wśród nich - przepiękny album o Beksińskim, którego wystawę zwiedzałyśmy dzień przed panelem.
Po spotkaniu oficjalnym rozpoczęła się część nieoficjalna - równie miła i sympatyczna. Widzowie rzucili się do kupna naszych książek, sprzedawanych przez miłe panie z księgarni, a potem - najmilsza część takich spotkań - autografy i indywidualne rozmowy z czytelnikami.
SANOKU! Wrócimy do Ciebie - jeśli nie oficjalnie, to prywatnie, z pewnością. Ania Fryczkowska już zamawia sobie wakacje w sierpniu, a Manula Kalicka od razu, po naszym panelu, wyruszyła do Polańczyka, skąd ma zamiar robić wypady w Bieszczady. Było klimatycznie, cudownie, przesympatycznie, uroczo. Oby więcej takich spotkań!

poniedziałek, 14 maja 2012

Czego pragnie Maryla

Nowa premiera w moim ulubionym wydawnictwie. Piękna okładka, intrygująca zapowiedź z tyłu książki.Trzydzieści trzy lata? Zadręcza się swoją nadwagą? Męcząca matka? Zaraz, zaraz, czy ja czegoś podobnego nie czytałam?
A, owszem, "Dziennik Bridget Jones". Tamta książka podobała mi się, więc i tę kupuję. Przeczytałam przez dwa wieczory - i powiem Wam, że kto polubił Bridget Jones, polubi też Marylę. Ale, moim zdaniem, książka duetu: Katarzyna Terechowicz-Wojciech Cesarz, jest o wiele od Bridget lepsza. Bo to nasz rodzimy świat. Dziewczyna, jakich wiele - marzy o jednym, życie oferuje jej coś innego. Ale..., jak to w książkach, największe marzenie zazwyczaj się spełnia. Więc spełni się też marzenie Maryli. A właściwie nawet dwa marzenia. To trzecie - samodzielność i odcięcie od toksycznej matki i równie toksycznej babci - już nie, ale przecież nie można mieć wszystkiego.
Książka świetnie napisana, dowcipna i - co najważniejsze - inteligentna. Temat błahy? Może, ale nie dla 95% kobiet. Czyta się lekko, często bądź to wybuchając śmiechem, bądź uśmiechając się z przekąsem. Smaczki? W każdej z przeczytanej książek poluję na smaczki. A więc i tu to robiłam. Były, a jakże - to punktowanie w wewnętrznych monologach Maryli, np.: "Obudziłam się z paskudną pewnością, że: a/ nie mam chłopaka, b/ przegrałam swoje życie, c/ mam nadwagę i jestem alkoholiczką, d/ patrz a+b, nie mówiąc już o punkcie c." str. 343 Ale - tak naprawdę tak źle nie było... Książkę polecam naprawdę wszystkim, także panom, może trochę bardziej zaczną rozumieć kobiety (swoją drogą jeden z współautorów jest mężczyzną, chyba jego druga połowa nieźle się nad Nim napracowała). Zabawna, przyjemna lektura, w sam raz na plażę. Ale nie myślcie, że to tylko takie ot tam sobie czytadło. Nie, nie - to naprawdę mądra książka i prawdziwa opowieść o życiu. Trzeba tylko umieć ją odczytać. I jeszcze jedno - Dziennik Bridget Jones miał swój ciąg dalszy. Mam więc nadzieję, że i Maryla doczeka się drugiego tomu.

wtorek, 8 maja 2012

Herbata z jaśminem.

Bardzo lubię herbatę, choć przyznam, że takiej z jaśminem nie piłam. Natomiast - przeczytałam. Ostatnio sporo czytam literatury młodzieżowej, cóż - mam takich wspaniałych przyjaciół wśród młodzieżowych autorów. I cały czas powtarzam, że te wszystkie podziały - na literaturę kobiecą, męską, młodzieżową itd., to bzdura. Literatura jest dobra, albo zła i kropka. "Herbatę z jaśminem" bezapelacyjnie zaliczam do tej pierwszej - tak, to literatura dobra. Bowiem czytając książkę, nie myślałam o tym, że to książka dla młodzieży. Czytałam, bo mi się podobała, wciągała, zaciekawiała. Historia dziewczyny, która ma nie taką rodzinę, o jakiej chciałaby marzyć. Historia dziewczyny biernej? Zamkniętej w sobie? Wyizolowanej? A może tylko strasznie samotnej, mimo otaczających ją ludzi; spragnionej rodzinnego ciepła i miłości i nie umiejącej sobie z tą całą otaczającą ją rzeczywistością poradzić? Smutna historia? A może po prostu prawdziwa? Martyna - zwana Kurą - radzi sobie, jak umie, tworząc nieprawdziwy pancerz - tarczę, za którą się chowa. Ktoś jednak przez ten pancerz potrafi się przebić. Jak zmieni się życie Kury? Czy zmieni się w ogóle? Sami musicie się przekonać, sięgając po książkę. Ja bardzo polecam - a dodam jeszcze, że miłośnicy Wrocławia znajdą tam trochę wrocławskich smaczków. Dla siebie też znalazłam pewien smaczek (kolekcjonuję takie) - mianowicie "kopytko" na ekranie komputera. Jest tam jeszcze coś, czego zazdroszczę mojej przyjaciółce, Ani Fryczkowskiej - mianowicie w książce Agnieszki Gil wymienione są wszystkie tytuły powieści Ani. Może i na mnie kiedyś padnie...

niedziela, 6 maja 2012

Dziura w sercu.

Jak można mieć na imię Faustyna? A jak takie imię zdrobnić? Fusia? Toż to jak popłuczyny herbaciane. Jednak imię nadała dziewczynie matka. Matka, która nie żyje,więc to imię jest rodzajem pamiątki. Fusi przeszkadza jednak nie tylko imię. Dziewczyna czuje, że nikt jej nie chce, nie ma rodziny - poza ciotką, z którą mieszka - bo to ciotka właśnie przygarnęła dziewczynkę po stracie rodziców. Nie ma przyjaciół, o braku chłopaka już nie wspomnę. Fusia uważa się więc za wybrakowaną, niekochaną, niepotrzebną, ot takie nic po prostu. O czym piszę? O najnowszej książce Romka Pawlaka "Dziura w sercu".
Książka dla nastolatek - ale i ja, nastolatka wielorazowa, przeczytałam ja z wielką przyjemnością. Bo to pięknie opowiedziana historia, wzruszająca, ale nie ckliwa. Barwnie zarysowane postacie, ciekawie poprowadzona narracja. Czytając zapomina się, że autor nie jest nastolatką, ale pamięta się, bo to wyraźnie widać, że - nie wiedzieć, czemu - nastolatki dobrze rozumie. Czy życie dziewczyny zmieni się? Nie zdradzając treści książki, zdradzę jednak, że tak, zmieni się. Ale będzie musiała się sama nad sobą nieźle napracować. Da sobie jednak radę. A jak - musicie sami przeczytać. Powiem tylko, że warto sięgnąć po te książkę, bez względu na to, ile masz lat. POLECAM.