poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Zatrute pióra

Przeczytałam "Zatrute pióra". To zbiór 11 opowiadań, wydanych przez "Replikę". I mam mieszane odczucia. Bowiem: 1/ nie lubię opowiadań, 2/ z 11 autorów znam 9. Tłumaczę punkt 1 - otóż nie lubię opowiadań, bo nie znoszę, jeśli coś, co mi się podoba, ledwo się zaczęło, już się kończy. Lubię, gdy opowieść toczy się, trwa i pokazuje różne aspekty, występują tam różni bohaterowie, których losy splatają się z sobą. Nie lubię,gdy coś - a szczególnie kryminał - trwa dwie minuty, zabił, złapali go, kropka. Wiem, że generalizuję i wiem, że są różne zdania na ten temat. Nie chcę tu wywoływać żadnej polemiki, bo przyznaję każdemu prawo do własnego zdania - ale proszę pozwolić mi także na własne. Nie przepadam za opowiadaniami. Kropka. Dodam tylko, że nie mówię przez to, że w "Zatrutych piórach" było tak: zabił, złapali, kropka. Nie, to tylko takie wielkie uogólnienie. Nie chcę tu rozwijać tej tezy, bo już było wiele dyskusji na ten temat. Po co napisałam punkt 2? - otóż dlatego, że nie umiem oceniać krytycznie czegoś, co wyjdzie spod pióra mojego kolegi/koleżanki, a często - przyjaciela/przyjaciółki.
Powiem więc tylko tak: - najbardziej podobały mi się 3 opowiadania:"Zatruta krew" Anny Klejzerowicz, "Spokojnie, kochanie" Lucyny Olejniczak i "Efekt domina" Jacka Skowrońskiego. Anna Klejzerowicz napisała swoje opowiadanie w sposób, jaki osobiście bardzo lubię i sama stosuję w swoich powieściach - pomieszała teraźniejszość z czasem przeszłym. Zaskoczyła zakończeniem, umiejętnie dozowała napięcie. Klasyczny kryminał, dobrze się czytało. Lucyna Olejniczak, "kryminalna debiutantka", napisała zabawną (mimo śmierci jednej z osób)historię, z absolutnie zaskakującym finałem. Jacek Skowroński, "kryminalista doświadczony", nie zawiódł i tym razem; napisana przez niego historia wciągała, wciągała i ... aż szkoda, że trwała tak krótko. I zaskoczyła niespodziewanym zwrotem akcji. Pozostałe opowiadania - każdy pewnie znajdzie tam coś dla siebie. Żadne nie było nudne, ale żadne - tylko w mojej ocenie - nie było takie, żebym żałowała, że już się skończyło. Całością nie jestem oczarowana i pozostanę przy swoim zdaniu - wolę powieści.

5 komentarzy:

Katarzyna Sawicka pisze...

Własnie z tego samego dokładnie powodu nie lubię opowiadań - nawet najlepsze są po prostu za krótkie i za szybko trzeba się z nimi żegnać. Powieść to jest to :D

Unknown pisze...

Pozwolę sobie Rysiu skomentować, bo tak się złożyło, że mam podobne zdanie, jak i Ty.
Pozdrawiam:)

Magda M pisze...

Mam podobnie z opowiadaniami, rzadko je czytam, najczęściej wtedy, kiedy łapię w bibliotece jakąś książkę i nie spojrzę do środka ;) Pozdrawiam!

Marta Grzebuła pisze...

Oj, to ja jestem 'odmieńcem' Uwielbiam czytać opowiadania, lub krótsze powieści. Kiedyś d a w n o temu zmuszono mnie [to był tylko jeden raz] do przeczytania "grubaśnej" jak dla mnie wówczas powieści...Nie przyznam się jakiej, choć łatwo się domyślić byłam w podstawówce i to była lektura obowiązkowa. Skończyło się to tym, że ja poszłam do kina by obejrzeć film na jej podstawie ...No dobra przyznam się "W pustyni i w puszczy" to było. Może gdyby nie było na siłę, a jestem przekorna, stało by się inaczej. Lecz jakby nie było stało się to powodem, że do dziś jak widzę opasłą książkę, odkładam ją na później...Taki odruch. Zazwyczaj siadam i na jednym tchu chcę przeczytać książkę. Nie mogę przerwać dopóki nie odwrócę ostatniej strony. Dlatego chętnie czytam wszystko co ma nie mniej niż 99 stron i nie więcej niż 500. Ta ilość pozwala mi na przeczytanie w ciągu jednego dnia a potem biorę inną książkę do ręki. Bywa, że czasem muszę przemyśleć już przeczytaną, więc robię dzień przerwy. Może top dziwne, ale mój mąż mówi, że czytam pięć książek w tygodniu...Troszkę przesadza, ale prawdą jest że co najmniej trzy. Pozdrawiam serdecznie.

Unknown pisze...

Mam to samo. Nie lubię opowidań. Zbyt szybko czytam. Dla mnie opowiadanie to jedno mgnienie. Nie zdążę się rozsmakować w treści. Jestem wielbicielką powieści:-))) I nic na to nie poradzę. Swoją drogą to rodzaj przekleństwa. Średnia powieść ( jakieś 350 stron ) zajmuje mi około 1 godziny. Masakra. Gdyby nie biblioteki poszłabym z torbami:-)))