"Mydło, czyli radzimy się powiesić" Konstanty Ildefons Gałczyński. A cóż to takiego? "Nieznany Gałczyński"? Teraz? Po tylu latach, po pracach tylu badaczy "gałczyńskologów"?
Otóż tak.
Urocza książeczka pod smakowitym, wyżej wymienionym, tytule, jest plonem poszukiwań profesora Jerzego Stefana Ossowskiego. To małe felietony i - jak pisze córka K.I.G., Kira Gałczyńska - soczyste uwagi i swoiste dokumenty o "sztuce" przełomu lat dwudziestych i trzydziestych minionego stulecia.
I znowu zacytuję córkę poety:
"... ten tom jest dobrą Gałczyńską zabawą. Inteligentną, dowcipna, błyskotliwą. Konstanty Ildefons Gałczyński miał tego świadomość, skoro w jednym z "cyrulikowym" felietonów napisał: "Thomas Mann zaczynał w
Pomiędzy Noblem a szubienicą, jak widać, zmieścić się może wiele."
Już nie jeden raz dałam świadectwo tego, że Konstanty Ildefons jest moim ulubieńcem, moim guru, moim cudem objawionym. Z wielką przyjemnością czytałam teraz ten tomik, zarykując się ze śmiechu między jedną stroną a następną.
Choćby takie odpowiedzi "Głosu Prawdy Literackiego":
- Picusiowi w M. "Ha! Ha! Z tak małymi środkami do tak wielkiego tematu! Niech pan opisze but.
(no, czy to nie genialne? Wiele razy, czytając jakąś książkę, szczególnie - niestety - współczesną - miałam identyczne odczucia! Tylko nie umiałabym tego wyrazić w tak genialny sposób.),
- Kar.Irz. w m.:
"Jąkało ohydny, precz z mych oczu.",
- Klaud.Rom.w Milanówku:
"Nie masz pan talentu za grosz. Radzimy się natychmiast powiesić.",
- Pani D.P. w Kamieniołomach:
"Gdzieś pani widziała ultrafioletowe obłoki? No, prędzej. Niech się pani przyjrzy, jak to wygląda w obiektywie druku:
obłoki ultrafioletowe
spadają na mą głowę
i to są nowe
pomarańczowe.
- CO POMARAŃCZOWE? KOGO? -
No - czyż to nie cudowne? Naprawdę aktualne do teraz, co zapewne mogliby potwierdzić niektórzy wydawcy, otrzymujący różne dzieła...
I jakżesz aktualne jest to, co chętnie powtarzał Gałczyński jako potwierdzenie tezy, że każdy może parać się poezją:
"Koń by też pisał wiersze, gdyby mu dać sto złotych".
No tak - i w tym jednym z moim Mistrzem się nie zgadzam! Bo ja nie pisałabym poezji, nawet, gdybym dostała dwieście złotych... Ale może dlatego, ze nie jestem koniem...
Wszystkim - którzy tylko zdołają zdobyć tę niezbyt obszerną objętościowo (a szkoda!) książeczkę, gorąco polecam jej lekturę.
Bardzo smakowite, znakomite, świetne na wszelkie stresy, smutki i ponurości dnia powszedniego.
I "moffy nie ma" (znowu cytując Gałczyńskiego), żeby ktoś się przy tym czytaniu znudził.